wtorek, 23 października 2012

SALON WARSZAWSKI. SCENA VII trzeciej części ,,Dziadów" Adama Mickiewicza

Towarzystwo stolikowe i skupiona przy drzwiach młodzież, czyli gorzka refleksja poety dotycząca postaw Polaków wobec zaborców

W salonie zebrały się dwie grupy Polaków. 

Tematy rozmów są diametralnie różne. 

Adolf i Zenon Niemojewski, stojąc przy drzwiach, rozmawiają po polsku o przelanej krwi pod razami bata  wymierzanymi ręką kata. Towarzystwo stolikowe mówi po francusku i narzeka na organizację jakiegoś balu. Damy ubolewają, że odkąd Nowosilcow wyjechał z Warszawy, nikt nie potrafi urządzić zadowalającej zabawy. 

Dama I stwierdza nawet, iż „była to potrzebna w Warszawie osoba”. Akcja nabiera tempa, szybko zmieniają się teraz miejsca rozmowy i ponownie jesteśmy świadkami wspomnień przy drzwiach o Cichowskim, żeby za chwilę dołączyć do towarzystwa stolikowego.  

Tutaj wśród pozornie błahej wymiany zdań słyszymy gorzką prawdę dotyczącą braku zrozumienia współczesnej poezji. Jenerał namawia Literata do zaprezentowania swojej twórczości, a gdy ten broni się przed publicznym występem, tłumaczy mu, że jego kolega nie będzie taki skromny i dopiero może być nudno.  

Z inicjatywy Młodej Damy dyskusja powraca do umęczonego Cichowskiego, a kiedy Adolf zamierza przejść do szczegółów, Szambelan wychodzi, ponieważ grupy połączyły się w trakcie spotkania.

Szambelan:
                            "Ja myśliłem, że leżał w mogile.
O takich rzeczach słuchać nie bardzo bezpiecznie,
A wyjść w środku powieści byłoby niegrzecznie”.

Adolf wspomnienie o Cichowskim rozpoczyna od momentu, gdy sam był małym chłopcem, a bohater opowieści wesołym, dowcipnym, beztroskim, młodym człowiekiem. Lubił małe dzieci, często się z nimi bawił, przynosił im różne upominki i zaprosił wszystkich na swój ślub. Pewnego razu nie wrócił do domu.  

Mimo starannych poszukiwań nie odnaleziono go, a żonie przyniesiono do rozpoznania płaszcz męża, sugerując, że popełnił samobójstwo. Po dwóch latach żałoby przewożono więźniów z klasztoru do Belwederu. Zapytani o nazwiska, wymieniali je kolejno. Padło również nazwisko Cichowskiego, a żona, dowiedziawszy się o tym, bezskutecznie próbowała odnaleźć męża. 

W ciągu kolejnych trzech lat mówiono, że jest więziony, torturowany, karmiony śledziami bez możliwości ugaszenia pragnienia.

Pozbawiony snu, straszony, odurzany narkotykami nie złożył żadnych zeznań i nikogo nie wydał. Niedawno przywieziono Cichowskiego do domu i kazano żonie podpisać dokument, że wrócił żywy z Belwederu. Kiedy Adolf po pewnym czasie spotkał się z nim, przeraził go wygląd byłego więźnia. 

Nabyta wskutek stęchlizny i złego jedzenia otyłość nie ustąpiła, a szklany wzrok powiedział mu więcej niż słowa o jego koszmarnych przeżyciach. Adolf po miesiącu odwiedził Cichowskiego ponownie, łudząc się, iż udało mu się powrócić do świata żywych.  

Pobyt w więzieniu, ustawiczny lęk, żeby niczego nie powiedzieć, dokonały trwałego spustoszenia w jego psychice. Wbrew przypuszczeniom opowiadającego Cichowski nie chciał rozmawiać o tym, jaki los zgotowali mu oprawcy.

„Przeszłą niedolę lubią opiewać więźniowie;
Myśliłem, że on ją nam najlepiej opowie,
Wyda na jaw spod ziemi i spod straży zbirów
Dzieje swe, dzieje wszystkich Polski bohatyrów: –
Bo teraz Polska żyje, kwitnie w ziemi cieniach,
Jej dzieje na Sybirze, w twierdzach i więzieniach.
I cóż on na pytania moje odpowiedział?
Że o swoich cierpieniach sam już nic nie wiedział,
Nie pomniał. – Jego pamięć zapisana cała
Jak księga herkuleńska pod ziemią spróchniała:
Sam autor zmartwychwstały nie umie w niej czytać,
Rzekł tylko: „Będę o to Pana Boga pytać,
On to wszystko zapisał, wszystko mnie opowie”.

Po wysłuchaniu opowieści Adolfa zapanowała długotrwała cisza. Przerywając ją, Literaci spierali się, czy taka historia mogłaby stanowić treść poezji. Jedni uważają, że temat jest zbyt świeży, inni twierdzą, iż trudno przewidzieć, czy za sto lat wolno będzie o tym pisać. 

Rozstrzygający pogląd wygłosił Literat IV, który podkreślił, iż naród nie lubi wstrząsających obrazów, ponieważ Słowianie wolą sielanki. Młodzi dyskutują o tragicznych losach Polaków, a przedstawiciele arystokracji chłodno i spokojnie myślą o swoich spekulacjach, próbując (przy pomocy protekcji) uzyskać stanowiska, godności, urzędy. Wyrażają tym samym chęć współpracy z zaborcą. 

Młodzież jest oburzona.

„Patrzcie, cóż my tu poczniem, patrzcie, przyjaciele,
Otóż to jacy stoją na narodu czele.
Wysocki:
Powiedz raczej: na wierzchu. Nasz naród jak lawa,
Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa,
Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi;
Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi”.

Dochodzimy więc do uzasadnienia  stwierdzenia dotyczącego braku lojalności Polaków wobec siebie i ojczyzny. 

Społeczeństwo polskie – nawet w sytuacji zagrożenia – jest podzielone. Z jednej strony stoi patriotyczna, zaangażowana, oddana narodowej sprawie, gotowa do walki z wrogiem młodzież, której zapału nie są w stanie złamać żadne męczarnie.  

Po drugiej stronie Salonu widzimy zachowawczą, konserwatywną, ugodową starszyznę. Taki wizerunek polskiego społeczeństwa nie mógł wywoływać optymistycznych obrazów przyszłości. Jest jednocześnie gorzką refleksją nad przeszłością, ponieważ nasuwa się wniosek, że przyczyna klęski powstania listopadowego tkwi w samych Polakach.

Zaborców można by pokonać tylko wspólnym frontem. „Jednością silni, rozumni szałem” stanowimy przeciwwagę dla poczynań zaborców i stajemy się niebezpiecznym rywalem dążącym do pokonania ich. Romantycy nie byli pierwszym pokoleniem borykającym się ze sprzecznością interesów obywateli Polski.  

Ta zależność jest od wieków  niezwykle klarowna. Im wyższa w hierarchii społecznej pozycja Polaka, tym niższe (żadne?) jego zaangażowanie w sprawy społeczeństwa (po rozbiorach narodu!) i ojczyzny, bo w pierwszej kolejności trzeba przecież zadbać o siebie. Pamiętamy, że już w XVIII wieku Stanisław Staszic powiedział: „Z samych panów zguba Polaków”.  

Jeden z bohaterów Dziadów – Zenon Niemojewski – swoją wypowiedzią potwierdzi poglądy Adama Mickiewicza na temat jedności narodu.

„My powinniśmy z sobą łączyć się i znosić;
Inaczej, rozdzieleni, wszyscy zginiem marnie”.

Cóż znaczy słowo znosić? Może tolerancję, wyrozumiałość, ponadklasowe porozumienie i wzajemne zaufanie?


Następny wpis:    SCENA  VIII – trzeciej części ,,Dziadów" – PAN SENATOR

2 komentarze:

  1. Bardzo pomocne, nie tylko do matury. Serdecznie dziękuje :]

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń