środa, 28 listopada 2012

Streszczenie ballady "Świteź" Adama Mickiewicza

Wiersz rozpoczyna apostrofa skierowana do człowieka, który znalazłszy się w pobliżu Płużyn, powinien zobaczyć znajdujące się w pobliżu jezioro. 

Przed oczami widza nocną porą przesuwają się przepiękne, rozległe widoki, zachwycające obrazy gwiazd i podwójnego księżyca, który odbija się w gładkiej tafli powierzchni wody.
 
„Jeżeli nocną przybliżysz się dobą
 I zwrócisz ku wodom lice,
Gwiazdy nad tobą i gwiazdy pod tobą
    I dwa obaczysz księżyce”[1].

Wzrokowe doznania przypadkowego jeźdźca lub zwiedzającego okolicę są niemalże bezkresne, sięgają widnokręgu i dostarczają nie tylko emocji, lecz także estetycznych wrażeń. 

Jednak ta cudowna wizja przyrody bywa niekiedy zakłócona lękiem, ponieważ wyłącznie  niezwykle odważni ludzie udają się nocą nad jezioro.

„Gdy oko brzegów przeciwnych nie sięga,
    Dna nie odróżnia od szczytu,
Zdajesz się wisieć w środku niebokręga,
    W jakiejś otchłani błękitu.

Tak w noc, pogodna jeśli służy pora,
    Wzrok się przyjemnie ułudzi;
Lecz żeby w nocy jechać do jeziora,
    Trzeba być najśmielszym z ludzi”[2].

W jego okolicach pojawiają się bowiem różne mary, zjawy, często diabeł harcuje, słychać odgłosy toczącej się walki, krzyki kobiet, modlitwy, a opowiadania starych ludzi wywołują zgrozę i trwogę. Przyczyna tych obaw tkwi w niewiedzy, gdyż nikt z ludu nie zna prawdziwej historii jeziora i krążą tylko na ten temat domysły.

„Bo jakie szatan wyprawia tam harce!
    Jakie się larwy szamocą,
Drżę cały, kiedy bają o tym starce,
    I strach wspominać przed nocą.

Nieraz śród wody gwar jakoby w mieście,
    Ogień i dym bucha gęsty,
I zgiełk walczących, i wrzaski niewieście,
    I dzwonów gwałt, i zbrój chrzęsty.

Nagle dym spada, hałas się uśmierza,
    Na brzegach tylko szum jodły,
W wodach gadanie cichego pacierza
    I dziewic żałośne modły” [3].

Kolejny dziedzic Świtezi, nie szczędząc finansowych nakładów na wybudowanie floty, postanowił rozwiać mgłę tajemnicy osnuwającą jezioro. 

Wziął sobie do serca radę narratora, iż takie wielkie zamiary trzeba przedsięwziąć z boską pomocą i dlatego zaproszony z Cyryna ksiądz pobłogosławił wyprawę.  

Na dany przez pana znak rozpoczęto połowy. 

Kiedy uczestnicy poszukiwań zaczęli tracić nadzieję, w sieci złapała się jakaś z pozoru wyglądająca jak straszydło istota. Nie była nim jednak. 

Okazało się, że jest ładną, młodą kobietą, która łagodnie przemówiła do zgromadzonych. 

 Poinformowała wszystkich, że nie pochłonęły ich czeluście jeziora, ponieważ są spadkobiercami tej ziemi i oddali się w opiekę Bogu. Ciekawość ludu, chociaż pusta i nieuzasadniona, zostanie zaspokojona, ponieważ taka jest wola Boga.


„I ty, zuchwały, i twoja gromada
    Wraz byście poszli w głębinie,
Lecz że to kraj był twojego pradziada,
    Że w tobie nasza krew płynie;

Choć godna kary jest ciekawość pusta,
    Lecz żeście z Bogiem poczęli,
Bóg wam przez moje opowiada usta
    Dzieje tej cudnej topieli”[4].

Dziewczyna opowiada zamierzchłe dzieje, cofając się do czasu, kiedy jezioro było grodem Tuhana., a jego mieszkańcy obejmowali wzrokiem nowogródzkie mury – ówczesnej Litwy. Na gród sąsiada Tuhana napadł car z Rusi i dlatego otrzymał on od Mendoga błagalny list z prośbą o wsparcie.  

Targały nim jednak wyrzuty sumienia i obawy o własny gród, ponieważ miał świadomość, że gdy wyprowadzi z niego wojsko z odsieczą dla Mendoga, swoje miasto zostawi bez opieki. Wyłowiona z jeziora, opowiadająca tę historię córka Tuhana, wspomina, że to właśnie ona nakłoniła ojca do wyjazdu.  

Argumentem, który pozwolił Tuhanowi podjąć ostateczną decyzję był sen dziewczyny. Widziała w nim gwarantującego obronę kobietom Świtezi anioła, dopóki mężczyźni będą poza granicami miasta. Gdy Tuhan wyjechał z wojskiem do Mendoga, jego opuszczony gród zaatakowali ruscy żołnierze. 

Przerażone kobiety wolały zginąć, pozbawiając siebie wzajemnie życia, niż okryć się hańbą.

„Gwałtu! wołają, zamykajcie bramę!
    Tuż, tuż za nami Ruś wali.
Ach! zgińmy lepiej, zabijmy się same,
    Śmierć nas od hańby ocali

Natychmiast wściekłość bierze miejsce strachu;
    Miecą bogactwa na stosy,
Przynoszą żagwie i płomień do gmachu
    I krzyczą strasznymi głosy:

Przeklęty będzie, kto się nie dobije!
    Broniłam, lecz próżny opór,
Klęczą, na progach wyciągają szyje,
    A drugie przynoszą topór.

Gotowa zbrodnia: czyli wezwać hordy
    I podłe przyjąć kajdany,
Czy bezbożnymi wytępić się mordy;
    Panie! zawołam, nad pany!”[5].

Córka Tuhana poprosiła Boga, żeby zesłał na kobiety pioruny lub spowodował rozstąpienie się ziemi, bo taka zagłada nie byłaby zbrodnią. Kiedy wyraziła swoje życzenie, jakiś dziwny blask poraził jej oczy, a spojrzawszy w dół, nie zobaczyła już ziemi. 

W ten cudowny sposób kobiety Świtezi zostały uratowane od hańby i rzezi, a następnie zamienione w kwiaty, które lud nazywał carami. Ruskich żołnierzy spotkała zasłużona kara. Rośliny swoim pięknem tak mocno przyciągały wzrok, iż trudno było powstrzymać się od wyciągnięcia po nie ręki. 

Niewinna biel kwiatów nie zdradzała ich potęgi. Umierał natychmiast każdy wróg, który zapragnął ozdobić sobie mundur zerwaną rośliną.

„Doświadczył tego Car i ruska zgraja,
    Gdy, piękne ujrzawszy kwiecie,
Ten rwie i szyszak stalony umaja,
    Ten wianki na skronie plecie;

Kto tylko ściągnął do głębini ramię,
    Tak straszna jest kwiatów władza,
Że go natychmiast choroba wyłamie
    I śmierć gwałtowna ugadza”[6].

Owiane mrokiem tajemnicy, ponure i straszne losy Świtezi zostały wyjaśnione. Córka Tuhana zniknęła w odmętach jeziora i nikt więcej o niej nie słyszał. 


Następny motyw:  Żydzi

[1] Mickiewicz Adam, Świteź, [w:] tenże, Wybór poezji, Warszawa 1955, s. 158
[2] tamże, s. 158
[3] tamże, s. 158-159
[4] tamże, s. 160
[5] tamże, s. 163
[6] tamże, s. 164

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz