Wiersz rozpoczyna apostrofa skierowana do człowieka, który znalazłszy się w pobliżu
Płużyn, powinien zobaczyć znajdujące się w pobliżu jezioro.
Przed oczami widza
nocną porą przesuwają się przepiękne, rozległe widoki, zachwycające obrazy gwiazd
i podwójnego księżyca, który odbija się w gładkiej tafli powierzchni wody.
„Jeżeli nocną przybliżysz się dobą
I zwrócisz ku wodom lice,
Gwiazdy
nad tobą i gwiazdy pod tobą
Wzrokowe doznania przypadkowego jeźdźca lub zwiedzającego
okolicę są niemalże bezkresne, sięgają widnokręgu i dostarczają nie tylko
emocji, lecz także estetycznych wrażeń.
Jednak ta cudowna wizja przyrody bywa
niekiedy zakłócona lękiem, ponieważ wyłącznie niezwykle odważni ludzie
udają się nocą nad jezioro.
„Gdy oko brzegów przeciwnych nie sięga,
Dna nie
odróżnia od szczytu,
Zdajesz się wisieć w środku niebokręga,
W jakiejś
otchłani błękitu.
Tak w noc, pogodna jeśli służy pora,
Wzrok się
przyjemnie ułudzi;
Lecz żeby w nocy jechać do jeziora,
Trzeba być
najśmielszym z ludzi”
W jego okolicach pojawiają się bowiem różne mary, zjawy,
często diabeł harcuje, słychać odgłosy toczącej się walki, krzyki kobiet,
modlitwy, a opowiadania starych ludzi wywołują zgrozę i trwogę. Przyczyna tych
obaw tkwi w niewiedzy, gdyż nikt z ludu nie zna prawdziwej historii jeziora i
krążą tylko na ten temat domysły.
„Bo jakie szatan wyprawia tam harce!
Jakie się
larwy szamocą,
Drżę cały, kiedy bają o tym starce,
I strach
wspominać przed nocą.
Nieraz śród wody gwar jakoby w mieście,
Ogień i dym
bucha gęsty,
I zgiełk walczących, i wrzaski niewieście,
I dzwonów
gwałt, i zbrój chrzęsty.
Nagle dym spada, hałas się uśmierza,
Na brzegach
tylko szum jodły,
W wodach gadanie cichego pacierza
Kolejny dziedzic Świtezi, nie szczędząc finansowych
nakładów na wybudowanie floty, postanowił rozwiać mgłę tajemnicy osnuwającą
jezioro.
Wziął sobie do serca radę narratora, iż takie wielkie zamiary trzeba
przedsięwziąć z boską pomocą i dlatego zaproszony z Cyryna ksiądz pobłogosławił
wyprawę.
Na dany przez pana znak rozpoczęto połowy.
Kiedy
uczestnicy poszukiwań zaczęli tracić nadzieję, w sieci złapała się jakaś z
pozoru wyglądająca jak straszydło istota. Nie była nim jednak.
Okazało się, że
jest ładną, młodą kobietą, która łagodnie przemówiła do
zgromadzonych.
Poinformowała wszystkich, że nie pochłonęły ich czeluście
jeziora, ponieważ są spadkobiercami tej ziemi i oddali się w opiekę Bogu.
Ciekawość ludu, chociaż pusta i nieuzasadniona, zostanie zaspokojona, ponieważ
taka jest wola Boga.
„I ty, zuchwały, i twoja gromada
Wraz byście
poszli w głębinie,
Lecz że to kraj był twojego pradziada,
Że w tobie
nasza krew płynie;
Choć godna kary jest ciekawość pusta,
Lecz żeście
z Bogiem poczęli,
Bóg wam przez moje opowiada usta
Dzieje tej
cudnej topieli”
Dziewczyna opowiada zamierzchłe dzieje, cofając się do czasu,
kiedy jezioro było grodem Tuhana., a jego mieszkańcy obejmowali wzrokiem
nowogródzkie mury – ówczesnej Litwy. Na gród sąsiada Tuhana napadł car z Rusi i
dlatego otrzymał on od Mendoga błagalny list z prośbą o wsparcie.
Targały nim jednak wyrzuty sumienia i obawy o własny gród,
ponieważ miał świadomość, że gdy wyprowadzi z niego wojsko z odsieczą dla
Mendoga, swoje miasto zostawi bez opieki. Wyłowiona z jeziora, opowiadająca tę
historię córka Tuhana, wspomina, że to właśnie ona nakłoniła ojca do wyjazdu.
Argumentem, który pozwolił Tuhanowi podjąć ostateczną
decyzję był sen dziewczyny. Widziała w nim gwarantującego obronę kobietom
Świtezi anioła, dopóki mężczyźni będą poza granicami miasta. Gdy Tuhan wyjechał z wojskiem do Mendoga, jego opuszczony
gród zaatakowali ruscy żołnierze.
Przerażone kobiety wolały zginąć, pozbawiając
siebie wzajemnie życia, niż okryć się hańbą.
„Gwałtu! wołają, zamykajcie bramę!
Tuż, tuż za
nami Ruś wali.
Ach! zgińmy lepiej, zabijmy się same,
Śmierć nas
od hańby ocali
Natychmiast wściekłość bierze miejsce strachu;
Miecą
bogactwa na stosy,
Przynoszą żagwie i płomień do gmachu
I krzyczą
strasznymi głosy:
Przeklęty będzie, kto się nie dobije!
Broniłam,
lecz próżny opór,
Klęczą, na progach wyciągają szyje,
A drugie
przynoszą topór.
Gotowa zbrodnia: czyli wezwać hordy
I podłe
przyjąć kajdany,
Czy bezbożnymi wytępić się mordy;
Panie!
zawołam, nad pany!”
Córka Tuhana poprosiła Boga, żeby zesłał na kobiety
pioruny lub spowodował rozstąpienie się ziemi, bo taka zagłada nie byłaby
zbrodnią. Kiedy wyraziła swoje życzenie, jakiś dziwny blask poraził jej oczy, a
spojrzawszy w dół, nie zobaczyła już ziemi.
W ten cudowny sposób kobiety
Świtezi zostały uratowane od hańby i rzezi, a następnie zamienione w kwiaty,
które lud nazywał carami. Ruskich żołnierzy spotkała zasłużona kara. Rośliny swoim pięknem
tak mocno przyciągały wzrok, iż trudno było powstrzymać się od wyciągnięcia po
nie ręki.
Niewinna biel kwiatów nie zdradzała ich potęgi. Umierał natychmiast
każdy wróg, który zapragnął ozdobić sobie mundur zerwaną rośliną.
„Doświadczył tego Car i ruska zgraja,
Gdy, piękne
ujrzawszy kwiecie,
Ten rwie i szyszak stalony umaja,
Ten wianki
na skronie plecie;
Kto tylko ściągnął do głębini ramię,
Tak straszna
jest kwiatów władza,
Że go natychmiast choroba wyłamie
I śmierć
gwałtowna ugadza”
Owiane mrokiem tajemnicy, ponure i straszne losy Świtezi
zostały wyjaśnione. Córka Tuhana zniknęła w odmętach jeziora i nikt więcej o
niej nie słyszał.
Następny motyw:
Żydzi