Pogrzeb kapitana Meyznera Juliusza Słowackiego
Literatura podmiotu: części 1 – 41. Mrożek Sławomir, Emigranci,
2. Norwid Cyprian Kamil, Pielgrzym,
3. Redliński Edward, Szczuropolacy,
4. Słowacki Juliusz, Pogrzeb kapitana Meyznera.
Kapitan Józef Meyzner był jednym z Belwederczyków i
dwudziestego pierwszego października 1841 roku zmarł w paryskim szpitalu.
Wiersz Pogrzeb kapitana Meyznera Juliusza Słowackiego w brutalny i
surowy sposób przedstawia los polskich powstańców.
Napisany
pod wpływem osobistych przeżyć autora utwór wzrusza, oburza, przejmuje odbiorcę
prostotą przekazu i boleśnie ironicznym tonem.
W
wypowiedzi podmiotu lirycznego wyczuwamy ponadto ogromny smutek, bo kapitan
dziewiątego pułku, którego „słuchała rycerzy gromada” miał być pochowany we
wspólnym grobie.
Ciało
oficera-emigranta od złożenia w „żebraczym dole” uratowała „jałmużna braci”, a
w pogrzebowym kondukcie towarzyszyły mu „wiedźmy” i „jędze” ze szpitalnej
trupiarni. Poeta świadomie brutalizuje realia przebiegu pogrzebu, żeby pokazać
różnice pomiędzy „wczora” a „jutro”.
„Wczora”
biorący udział w powstaniu oficer, szanowany, wielbiony, narodowy bohater,
którego samotna śmierć i jej okoliczności pozbawiły nimbu chwały. Umiera w
zapomnieniu, nikt po nim nie płacze, nie słychać ogłaszających światu śmierć
Belwederczyka karabinowych salw.
Tragiczny koniec życia jednego z przywódców „nocy błękitów” (noc listopadowa) skłania podmiot liryczny do refleksji i zadumy nad losem emigrantów. Refleksji, której sens sprowadza się do przygnębiającego pytania – czy podobny los stanie się także naszym udziałem?
Tragiczny koniec życia jednego z przywódców „nocy błękitów” (noc listopadowa) skłania podmiot liryczny do refleksji i zadumy nad losem emigrantów. Refleksji, której sens sprowadza się do przygnębiającego pytania – czy podobny los stanie się także naszym udziałem?
„Ale Ty, Boże! który z wysokości
Strzały twe rzucasz na kraju obrońce,
Błagamy Ciebie przez tę garstkę kości,
Zapal przynajmniej na śmierć naszą – słońce!
Niechaj dzień wyjdzie z jasnej niebios bramy,
Niechaj nas przecie widzą – gdy konamy!”.
Podmiot
liryczny zwraca się do Boga z prośbą, żeby należący do napiętnowanego
tragizmem pokolenia emigranci swój tułaczy, gorzki los kończyli „przynajmniej”
w blasku pogodnego dnia, bo on ocali ich od zapomnienia oraz bezimienności i
sprawi, że śmierć Polaka na obczyźnie zostanie dostrzeżona.
Ostatnia zwrotka wiersza to rozpaczliwe błaganie: nie pozwól Boże, żebyśmy wszyscy powymierali niezauważeni i zapadli się w niepamięć.
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz